piątek, 24 lipca 2020

O remedium na pewną chorobę

W zbiorach druków XVI-wiecznych Biblioteki Elbląskiej znajduje się egzemplarz dzieł Françoisa Rabelais'ego, autora słynnej powieści La vie de Gargantua et Pantagruel, wydany w 1596 we Francji.



Na przedniej karcie ochronnej ręką XVII-wiecznego czytelnika zapisano francuski wierszyk:
Lors que la belle auoit la palle maladie
Elle faissoit [? o]racles divers
Voir s'il n'y a point de remède à sa maladie
Jupiter repondoit: la belle m[on] amie
Ton remède est escrist au coste de ces vers.
Kiedy piękna panienka cierpiała na bladą chorobę
Udała się do różnych wyroczni
Aby dowiedzieć się czy nie ma lekarstwa na jej schorzenie
Jupiter jej odpowiedział: moja piękna przyjaciółko
Nazwa twego lekarstwa jest zapisana na boku tego wiersza.
Aby dokładnie zrozumieć co ów dawny właściciel książki nam pozostawił, nie wystarczy przełożyć francuszczyzny na polski. Potrzeba nieco kontekstu.

Rabelais i jego czytelnicy


Dzieła Rabelais'ego, w których mistrzowsko posługuje się bezpruderyjnym humorem, językiem potocznym oraz rubasznością, zyskały wielką popularność, ale śmiech może stać się bardzo poważną sprawą, zwłaszcza w dobie wojen religijnych, które w drugiej połowie XVI w. wstrząsały Francją.



Jednym z ważnych tematów u Rabelais'ego jest kwestia podejścia do małżeństwa i jego roli w życiu społecznym. Protestantyzm zakwestionował dotąd niepodważalną wyższość dziewictwa i życia w celibacie nad małżeństwem, podkreślając, że życie rodzinne i prawny związek mężczyzny i kobiety są konieczną i szlachetną drogą życia chrześcijańskiego. W kulturze wagi nabrało przekonanie, że małżeństwo jest nie tylko moralnie słuszne, a nawet konieczne, ale po prostu zdrowe. Jeden z bohaterów powieści Rabelais'ego, Panurg (imię utworzone z greki, można by je przełożyć jako "Wszystkorób"), przyjaciel Pantagruela, który waha się czy powinien się ożenić, przytacza medyczny argument za małżeństwem:
Umykającym się tej powinności [i.e. małżeńskiej] nałożona jest od natury dotkliwa kara, bolesne zaburzenia w członkach i pomięszanie w zmysłach zgoła furiackie; zasię użyczającemu jej wzajem daje rozkosz, lubość a zachwycenie. (ks. III, roz. 4; tłum. T. Boy-Żeleński)
Sam Rabelais pisze o sprawach seksu wprost, chętnie posługując się słownictwem codziennym, rubasznym, a nawet wulgarnym, i nie uciekając się do bladych eufemizmów. W rozdziale 8 księgi III Pantagruel i Panurg rozmawiają o tym, że "saczek u pludrów" jest najważniejszą częścią pancerza, gdyż chroni "święte przyrodzenie", bez którego wszak wyginąłby rodzaj ludzki. Dla ilustracji przytoczona zostaje historia o rycerzu Merwilu i jego żonie, która obawiała się, że jej mąż nie dość ochronił tę najważniejszą część swojego ciała:
Kiedy w jej oczach mąż w zbroję odziany
(Prócz saczka jeno), kwapił się na boje,
Rzekła mu: „Mężu, chroniąc zdrowie swoje,
Ustrój ten sprzęcik, nad inne kochany”.
Byłaż ta rada nic do rzeczy wcale?
Nie, nie: toć słuszna wiodła ją obawa,
Aby nie stradać, widząc go w upale,
Lubego kąska, winnego jej z prawa. (ks. III, roz. 8; tłum. T. Boy-Żeleński)
To, co poważne, a nawet święte, miesza się z tym co niskie, śmieszne, ordynarne. Tekst wpisany przez dawnego właściciela elbląskiego egzemplarza gra i nawiązuje do tonu w jakim Gargantua i Pantagruel mówią o sprawach seksualnych i jest ciekawym przykładem odpowiedzi czytelnika na tekst - śladem, pozostałością relacji jaką czytający nawiązuje z tym, co czyta.


Bolączki dziewic


Bohaterka wierszyka zapisanego na karcie ochronnej to „ślicznotka” (la belle), która cierpi na „bladą chorobę” (la palle maladie). Na próżno dziś szukać tej dolegliwości w Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób, ale w okresie nowożytnym, a nawet aż po wiek XIX i XX, funkcjonowała ona jako najprawdziwsza choroba, która dotykała kobiety, przede wszystkim te młode. Nie miała ona jednej nazwy. Obok „bladej choroby” (la palle maladie po francusku, Bleichsucht po niemiecku) nazywano ją chorobą dziewic (morbus virgineus), białą gorączką, chlorozą (od greckiego słowa oznaczającego zielony lub żółtozielony) lub po prostu bladością. Wśród symptomów, oprócz charakterystycznego koloru skóry, miały być zaburzenia apetytu, utrata wagi, zanik menstruacji i nadmiar flegmy. Opisy tej kondycji, znanej zresztą już w starożytności - traktat na ten temat znajduje się w korpusie pism Hipokratesa) z łatwością można znaleźć niemal w każdym medycznym kompendium z XVI i XVII w.

W zbiorach Biblioteki Elbląskiej znajduje się na przykład traktat o chorobach kobiecych portugalskiego lekarza Rodriga de Castro, w którym "białej gorączce” poświęcony jest cały, dość obszerny rozdział.

Sygn. SD.XVII.1315; dzięki rękopiśmiennemu ekslibrisowi wiemy, że wolumin należał w 1666 do pastora Johannesa Schöninde.


Castro wyjaśnia, że chorobę tę można zdefiniować jako „obstrukcję naczyń wokół macicy, przez którą humory zatrzymując się w większych żyłach psują całą krew i czynią ją zimną”. Przytrafia się ona przede wszystkim dziewicom, wdowom, a wśród mężatek tym, które są bezpłodne, zwłaszcza zaś kobietom pięknym i delikatnym, ponieważ ich ciała przyjmują z jedzenia tylko to, co najlepsze, najdelikatniejsze, resztę zaś odkładają zagęszczając krew i doprowadzając do wspomnianej obstrukcji, przede wszystkim w sytuacji, gdy kobieta nie jest seksualnie aktywna. Stąd Castro radzi: „Dziewice bardzo szybko zostaną uwolnione od tej dolegliwości, jeśli zaczną żyć z mężczyzną” (virgines promptius liberantur si ... viro cohabitent).

Wyobrażenia o „dziewiczej chorobie” odgrywały ważną rolę w dyskusjach o małżeństwie jako naturalnie dobrym i korzystnym stanie. Samo istnienie „białej gorączki” przeczyło katolickiemu przywiązaniu do dziewictwa i celibatu. Innymi słowy, księża żądali od religijnych kobiet niepotrzebnych poświęceń, do tego takich, które mogły całkowicie zniszczyć im zdrowie. Z drugiej strony, choroba dziewic stawała się przyczynkiem do rozmowy o dojrzewaniu i odpowiednim momencie na zamążpójście. Chrześcijaństwo protestanckie kładło szczególny nacisk na walory życia małżeńskiego, ale dalekie było od liberalnej afirmacji seksualności. Małżeństwo nie było zresztą sprawą (rzekomo) „zieleniejących” z miłości dziewic, ale ich ojców. To ci ostatni konsultowali z lekarzami dziwne objawy swoich nastoletnich córek i pytali ich - jakby była to kwestia czysto medyczna - czy to już czas najwyższy, aby wydać je za mąż.

W Romeo i Julii Szekspira Kapulet śpieszy się, aby wydać trzynastoletnią Julię za Parysa: zaaranżowane małżeństwo ma dojść do skutku w kilka dni. Julia sprzeciwia się, mówi, że „jeszcze nie chce iść za mąż". Kapulet traci panowanie nad sobą i wygraża Julii:

Nie dziękuj wdzięcznie ni się pyszń niepyszna,
Lecz zbierz swe sprytne klepki na ten czwartek
By pójść z Parysem do Świętego Piotra,
Albo cię każę zawlec tam na smyczy.
Rozumiesz? Ty białaczko! ty szuswale!
Lalko łojowa!

(Akt III, scena V; tłum. J. Paszkowski)

„Białaczka” Paszkowskiego to po angielsku „green-sickness carrion”, fraza bardziej dobitna, którą dosłownie można przetłumaczyć jako „ścierwo zielonej choroby”. „Lalka łojowa”, a bliżej Szekspira: „łojowa gęba” (tallow-face) to również nawiązanie do bladości powodowanej przez chorobę dziewic.

Warto zwrócić też uwagę, że  niejako na drugim końcu spektrum rozważań o „dziewiczej bladaczce” znajdują się żywo dyskutowane w XVI i XVII w. problemy związane z rozprzestrzenianiem się chorób wenerycznych, zwłaszcza syfilisu. Tak jak „biała gorączka” wskazywała na szkodliwe konsekwencje przedłużającej się ponad czas i miarę wstrzemięźliwości i podważała etyczne walory dziewictwa i celibatu zachowywanego przez całe życie, tak kiła stawała się medyczną reprezentacją zepsucia, do którego doprowadzało seksualne nieumiarkowanie. Moralność znajdowała naukowe uzasadnienia w medycynie, a medycyna niezauważalnie przekształcała się w wyznacznik moralności.


Z powrotem do Lors que la belle...


W literaturze medycznej i moralistycznej morbus virgineus jest przyczynkiem to poważnych rozważań o dojrzewaniu, małżeństwie, podtrzymywaniu gatunku i zachowywaniu społecznego ładu. W literaturze popularnej czy też takiej, która nawiązywała do życia codziennego, czerpała z rubaszności i bezpruderyjności (jak działo się u Rabelais'ego i Szekspira) „biała gorączka” mogła stać się przedmiotem żartów i źródłem niewybrednych dwuznaczników.
Wierszyk zapisany na karcie ochronnej elbląskiego Rabelais'ego jest dobrym przykładem. Jego bohaterka cierpi na „chorobę dziewiczą” i szuka na nią remedium (ciekawe, że czyni to sama; w literaturze medycznej często, tak jak u Szekspira, zaniepokojoną osobą często jest nie sama chora, lecz jej ojciec) konsultując boskie wyrocznie. Jupiter (Jowisz) daje jej odpowiedź nie wprost: "twoje lekarstwo jest zapisane na boku tego wiersza". Żart polega na zabawie literackiej - czytelnik musi się zastanowić czym ów bok wiersza jest i zauważyć, że w istocie ma do czynienia z akrostychem, utworem, w którym początkowe litery wersów układają się w słowo:
Lors que la belle auoit la palle maladie
Elle faissoit [? o]racles divers
Voir s'il n'y a point de remède à sa maladie
Jupiter repondoit: la belle m[on] amie
Ton remède est escrist au coste de ces vers.
Mamy zatem słówko „LEVJT”, czyli le vit. Słowo to już nie funkcjonuje we współczesnej francuszczyźnie, aby jej zrozumieć trzeba więc sięgnąć do historycznego słownika. W zbiorach elbląskich znajduje się na przykład Le grand dictionnaire françois-latin augmenté Jeana Nicota wydany w Genewie w 1606 r., który notuje słowo le vit i tłumaczy je na łacinę, ale nawet bez jej znajomości, można sobie wykoncypować znaczenie...
Sygn. SD.XVII.1578
Niestety nie wiemy kto wpisał wierszyk o „bladości” i lekarstwie na nią do książki. Na karcie tytułowej wprawdzie widnieje ekslibris rękopiśmienny po francusku ręką Michaela Glandariusa, pochodzącego z Pomorza Zachodniego lekarza czynnego w Gdańsku (jego ręką również notatki na verso karty ochronnej, włoskie przysłowia z łacińskim przekładem). To pewnie z jego księgozbioru książka trafiła ostatecznie do Elbląga. Jego pismo jest jednak inne niż to, którym zapisano wierszyk.


Ciekawe czy jakiś uczeń Gimnazjum Elbląskiego w "białej gorączce" (choć miała być to kondycja typowo kobieca...) czytał Rabelaisego i czerwieniał (lub zieleniał) odcyfrowując żartobliwy akrostych na pierwszej karcie...










2 komentarze :