czwartek, 13 lutego 2014

Próba cierpliwości, czyli kolejny destrukt w pracowni

Konserwacja książek jest procesem żmudnym i czasochłonnym. Na efekt końcowy trzeba oczekiwać kilka lub nawet kilkanaście miesięcy, tak jak w przypadku książki, o której będzie dzisiejszy post. Stary druk Examen Concilii Tridentini, bo o nim mowa, autorstwa Martina Chemnitza, był prawdziwą próbą cierpliwości i testem na wytrwałość. Na pierwszy rzut oka książka mogła wydawać się niezbyt interesująca zarówno ze względu na treść jak i technikę wykonania. Dzieło to o tematyce teologicznej, w którym autor polemizuje z doktryną Kościoła katolickiego ukazując w sposób pozytywny całą naukę luterańską, liczy ponad osiemset stron i ma prostą pergaminową oprawę pierwotnie zawiązywaną na dwa skórzane wiązania. Książka nie posiada efektownych tłoczeń, złoceń, okuć czy zapięć, nie jest również bogato iluminowana, pomimo tego zainteresowała mnie na tyle, że udało się przebrnąć przez wszystkie kolejne etapy konserwacji.

Examinis Concilii Tridentini per D.D. Martinum Chemnicium scripti opus integrum, quatuor partes (...), Genewa 1634, sygn. XVII.70, wymiary: 33x22x6cm.


Jak widać na powyższym zdjęciu, druk przetrwał do naszych czasów w tragicznym stanie. Książka była zakażona różnymi gatunkami grzybów pleśniowych. W przeszłości uległa wielokrotnemu zalaniu, co łącznie z niewłaściwymi warunkami przechowywania było główną przyczyną ataku mikroorganizmów (o burzliwej historii zabytkowego księgozbioru BE pisałyśmy we wcześniejszym poście tutaj). Karty w miejscu zainfekowania były pozbawione właściwości wytrzymałościowych, papier był rozpulchniony, kruszył się i wypadał całymi fragmentami. W wielu miejscach rozkład papieru był tak dalece zaawansowany, że nastąpiło sklejenie fragmentów kilku lub kilkunastu sąsiadujących ze sobą kart. Zauważalne było także silne przebarwienie papieru w postaci brunatnych, zielonych, różowych i fioletowych plam, które powstały w skutek procesów metabolicznych grzybów. W tych miejscach zauważalny był również oliwkowy i kremowy pylisty nalot.






A OTO KRÓTKA FOTORELACJA Z PRAC KONSERWATORSKICH

W pierwszym etapie prac oddzieliłam okładki od bloku książki, kapitałki oraz wyklejki.


 
Górna i dolna kapitałka wyszyta nićmi na pergaminowym rdzeniu

Zachowany fragment wiązania.

Następnie nastąpił jeden z najbardziej czasochłonnych etapów czyli oczyszczanie mechaniczne kart z kurzu i nalotów grzybowych oraz rozdzielanie ich na pojedyncze arkusze. W dalszej kolejności karty poddałam kąpieli wodnej. Rozłożoną składkę umieściłam pomiędzy włókninami i włożyłam do kuwety wypełnionej ciepłą, filtrowaną wodą, którą kilkukrotnie wymieniałam do momentu aż była klarowna. Wyglądało to tak: 


Po przeprowadzonych zabiegach karty doczyściłam mechanicznie i uzupełniłam w maszynie do uzupełniania papieru płynną masą papierową (niestety nie zrobiłam zdjęcia, ale obiecuję, że jeszcze pokażemy na blogu jak wygląda ten proces). Masę, którą użyłam podbarwiłam wcześniej wodnymi wyciągami z kawy i herbaty i zmieszałam z gotowymi masami papierowymi.

Tak wyglądały masy przed ich zmieszaniem.

Od lewej: karta przed konserwacją, karta po kąpieli wodnej i karta po uzupełnieniu ubytków.


Kiedy wszystkie kraty zostały poddane konserwacji należało ponownie je zszyć wg pierwotnego schematu.
Książka została zszyta na pergaminowe zwięzy, nicią lnianą.

Odrysowywanie na foli ubytku w pergaminowej oprawie.


Do przeprowadzenia został jeszcze jeden, ostatni etap konserwacji - połączenie bloku książki z oprawą. Jak tylko to się stanie na pewno pokażemy relację na blogu.
Pozdrowienia dla czytelników :)


4 komentarze :

  1. to jest takie piękne, nie mogę się napatrzeć!
    wiem, brzmi to dziwnie, ale jestem wielką fanką konserwacji książek ;)
    mam też pytanie: ile czasu zajęła ta część prac, która jest ukazana w powyższym poście? bez szycia i z szyciem?

    pozdrawiam,
    studentka INiB :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Całkowicie zgadzam się z twierdzeniem, że to jest piękne. Praca przy ratowaniu starych książek daje bardzo dużo satysfakcji, zwłaszcza gdy pracuje się nad czymś bardzo długo, tak jak było w tym przypadku. Prace do momentu złożenia książki w blok (bez szycia) zajęły ok. półtora roku. Nie pracowałam jednak cały czas tylko i wyłącznie przy tym obiekcie. Pierwszy etap - oczyszczanie, zajął mi ok. trzech miesięcy, później oczyszczanie chemiczne (to poszło dość szybko) i na koniec najdłuższy proces, czyli uzupełnianie kart w maszynie. Jeśli chodzi o szycie książki to nie wymaga ono szczególnych przygotowań i jest to kwestia kilku godzin.

    Super, że konserwacja książek ma fanów i nie wydaje się to wcale dziwne, przynajmniej dla nas hehe :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny blog, trafiłem tu przypadkiem, szukając porad dotyczących ratowania starych banknotów, niemniej przeczytałem większość, jeśli nie wszystkie wpisów zgromadzonych tutaj. Podziwiam zapał i wytrwałość w ratowaniu starych zabytkowych i bezcennych zbiorów.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękujemy za miłe słowa i zapraszamy do śledzenia kolejnych postów.

    OdpowiedzUsuń